Artykuły

Kapliczka Miłości

Kilka lat temu, kiedy musiałam podjąć bardzo trudne decyzje, dotyczące dalszego mojego życia, mojej rodziny, wyjechałam razem z moim młodszym synem do Poronina. Tam w czystej przestrzeni zamierzałam podjąć ostateczną decyzję. Potrzebowałam ciszy, odosobnienia, aby usłyszeć, to, co w tej sprawie mówił mój wewnętrzny, głos, moja Boska Obecność.

Szukałam ustronnego miejsca na moje przemyślenia. Takie niezwykłe miejsce znalazł mój syn. On również potrzebował „dogadać się” z sobą samym, uleczyć swoje rany po zawodzie miłosnym i to on odkrył to piękne miejsce, wędrując po górach. Wysoko, na łąkach, z dala od zabudowań, górale na świerku zawiesili obraz Matki Boskiej. Tam modlili się. Tam składali kwiaty w podziękowaniu za wysłuchane modlitwy. A wokół rozpościerał się niesamowity Jak na wyciągnięci dłoni widać było najwyższe szczyty Tatr: Gerlach, Kasprowy Wierch, Giewont, Gubałówka. Coś niepowtarzalnego, wspaniałego. Czuło się, że jest się na dachu świata. W tej scenerii szybko odzyskuje się równowagę, spokój. Tak tez się stało. Mój syn „dogadał się” z sobą, „dogadał „się, jak mówił, z Bogiem, i wrócił do domu. Ja natomiast potrzebowałam jeszcze kilku dni, aby upewnić się, że zmierzam we właściwym kierunku.

kulkaPodjęłam decyzje i od tego momentu moje życie „wywróciło się do góry nogami”. Poddawana byłam bardzo, bardzo wielu egzaminom życiowym. Doświadczałam ekstremalnych zdarzeń, na pograniczu dwóch światów. Wszystko zmieniało się w moim życiu w tempie błyskawicznym. Znany astrolog Włodzimierz Zylbertal powiedział mi, że na mojej drodze pojawił się Pluton- planeta, która totalnie wyzbywa nas z starych treści. Wszystko zmiata to, co stare. Trzeba było się mocno trzymać ziemi, żeby nie odlecieć. Udało się. Po dwóch latach totalnej zawieruchy nastał względny spokój. Moje poczucie bezpieczeństwa było na tyle już mocne, że mogłam odetchnąć swobodnie. Życie jednak nie lubi zastoju. Ciągle popycha nas do przodu, ponieważ jeszcze mamy tak dużo do zrobienia, aby poczuć pełnię szczęścia, aby uwolnić się od ograniczeń, od tego, co już nam nie służy, co jest dla nas szkodliwe, co zabiera nam cenną energię, co zatruwa naszą radość. Znowu znalazłam się w wirze energii, które mi nie sprzyjały. Wiedziałam, że jedynym ratunkiem było wyjechać, jak najdalej o mojego stałego miejsca pobytu. Musiałam podjąć szybko decyzję i natychmiast wyjechać.

Dokąd? Nad morze – ktoś życzliwy mi podpowiadał.

Nie. Nie nad morze. Do Poronina – podpowiedziała mi intuicja i przed moimi oczami pojawiła się kapliczka z Poronina. Tak, to tam, zapragnęłam pojechać, to, tam, zapragnęłam znaleźć się. Tym razem wybrałam się z moim drugim, starszym synem, który dzień wcześniej obronił pracę magisterską i ta podróż do Zakopanego, Poronina mała być dla Niego prezentem. Gdy przyjechaliśmy do Poronina, postanowiliśmy znaleźć pensjonat, w którym dwa lata wcześniej przebywałam. Niestety ciągle nie mogliśmy go odnaleźć. Szukaliśmy uliczki, przy której znajdował się znajomy mi pensjonat. Niestety nie udało się jej odnaleźć. W między czasie pojawiły się dwie kobiety, które zaproponował nam kwaterę u siebie. Zmęczeni, przystaliśmy na to.

KapliczkaPo krótkim odpoczynku postanowiłam pójść do urokliwej kapliczki. Długo chodziłam po łąkach i nie mogłam do niej trafić. Moje poszukiwania kontynuowałam przez trzy kolejne dni, nawet w deszczu. Niestety nie odnalazłam jej. W końcu pomyślałam, że może już jej nie ma i dałam sobie spokój z dalszym szukaniem jej. Razem z synem prowadziliśmy piękne, nocne rozmowy przy świecach. Nie gasiliśmy ich przez całą noc i zasypialiśmy przy ich świetle. Tak też było w nocy z soboty na niedzielę. Spałam spokojnym snem. Nagle przebudziłam się. Podniosłam głowę i zobaczyłam palącą się świecę a nad nią dwa duże, białe Anioły. To było niesamowite. Były przepiękne. Jeszcze tak niezwykłych nie widziałam. Zamknęłam oczy a kiedy otworzyłam, to już ich nie zobaczyłam. Nie zmartwiłam się, ale upewniłam się, że jestem pod dobrą ochroną i ponownie zasnęłam. Rano nie opowiadałam mojego zdarzenia synowi. Zachowałam to piękne zdarzenie dla siebie. Była niedziela i postanowiłam wyjść z domu, pomimo, że padał ulewny deszcz. Mój syn pozostał w domu.

Wyszłam na dwór i nagle zapragnęłam pójść do kościoła w Poroninie, znajdującego się w centrum wsi. Szłam w strugach ulewnego deszczu. Weszłam do kościoła i nagle moim oczom objawił się niesamowity obraz. Na głównym ołtarzu stały dwa duże, piękne, białe, alabastrowe rzeźby Aniołów. W takiej samej pozie, w jakiej zobaczyłam je w nocy. Byłam oszołomiona i bardzo, bardzo zaskoczona. Ale to nie był koniec niezwykłości. Trwała msza. Akurat w tym momencie ksiądz zaczął mówić kazanie. Mówił o zdradzie i miłości. Mówił o przebaczeniu. Mówił, o tym, jak Jezus przebaczył apostołom, że się go wyparli w najtrudniejszym dla niego momencie życia. Mówił, o tym jak Jezus szczególnie obdarował apostoła Piotra, który to wyparł się go aż trzy razy. Ustanowił go swoim namiestnikiem. To dowód bezwarunkowego wybaczenia. To dowód bezwarunkowej miłości. Słuchałam tych słów i płakałam, ponieważ ja kilka dnie temu doświadczyłam zdrady bliskich mi ludzi, których bardzo kochałam, a którzy zranili mnie. Nie stanęli w mojej obronie, wyparli się mojej przyjaźni.

dworekJuż wiedziałam, co mam zrobić, co powinnam uczynić. Miałam bezwarunkowo im wybaczyć i to uczyniłam. Poczułam ogromną ulgę. A potem była komunia. Od kilku lat nie przyjmowałam Najświętszego Sakramentu. Teraz wiedziałam, że bardzo chcę Go przyjąć. Potrzebowałam tego bardziej niż kiedykolwiek. Gdy przyjęłam hostię nagle usłyszałam szept : „Poproś o zdrowie dla tej osoby, która najwięcej sprawiła ci bólu. Ona bardzo cierpi. Jest bardzo, bardzo chora” Nie zastanawiałam się. Uczyniłam to a wówczas, po raz pierwszy w życiu, poczułam w swoim sercu ciepło, cudowne ciepło. Wszystko w wokół mnie rozjaśniało.

Ktoś z górali zrobił mi miejsce w ławce i poprosił, żebym usiadła. Usiadłam. Poczułam bezgraniczną miłość w sobie i pełną jedność z wszystkimi ludźmi w kościele, w świecie. To było wspaniałe uczucie. Kiedy wychodziłam z kościoła zobaczyłam, że deszcz już nie pada i świeci piękne słońce. Kropelki deszczu pobłyskiwały w promieniach słońca. Szłam przed siebie i zachwycałam się otaczającym mnie światem, nie zastanawiając się, dokąd zmierzam. Kiedy w pewnym momencie rozejrzałam się, okazało się, że jestem na uliczce, której tak długo szukałam. Uliczce prowadzącą do kapliczki. Szłam dalej, na łąki. Nie zwracając uwagi na mokrą trawą brnęłam w górę. Teraz już wiedziałam, że ją odnajdę, że za chwile będę przy niej. Tak też się stało.

Obraz Matki Boskiej nadal wisiał na świerku. Świerk, co prawda miał ścięty czubek. Może wichura troszkę go poturbowała, ale był nadal silny i piękny. Obraz, co prawda troszkę poblakł, ale biła od niego taka czystość, jasność, że chciało się tam trwać, trwać, w tym magicznym miejscu.